liczba stron: 399
ISBN: 978-83-7799-247-0
oprawa: miękka
data wydania: 2011 (Świat książki)
Czy u Was też lato zagościło na dobre? We Wrocławiu żar leje się z nieba, powietrze aż się lepi i chciałoby się stąd czym prędzej umknąć, ale o wakacyjnych wojażach mogę tylko pomarzyć. Na szczęście z pomocą przychodzi mi jak zwykle książka - i to książka nie byle jaka. Pozwólcie zaprosić się w magiczną podróż do kraju wina, wolności i pysznego jedzenia: witajcie w Gruzji.
Gaumardżos oznacza "na zdrowie", ale to także życzenie zwycięstwa. Państwo Mellerowie z pewnością zwyciężyli. Ze wspomnień, anegdotek i garści przydatnych informacji skomponowali opowieść lekkostrawną i pięknie podaną. Ni to reportaż, ni przewodnik, ale zapewniam - urok tej książki własnie w nieokreśloności i dyskretnym chaosie leży.
Nie od dziś wiadomo, że Polak, Gruzin - dwa bratanki, nasze kultury jednak łączy niewiele. Autorzy objaśniają więc meandry gruzińskiej mentalności na sto różnych sposobów, snując pasjonujące historie ludzi, miejsc, obyczajów. Niczym impresjoniści odmalowują obraz narodu dumnego i zaczepnego, ale o wielkim sercu. Państwo Mellerowie pozwalają sobie nawet na niewinny flirt z czytelnikiem, kusząc go i uwodząc aromatami kuchni i głębokim rubinem wina. Wszak wino ważnym elementem życia jest, podobnie zresztą jak biesiada - supra - i jedzenie. Ale jakie jedzenie! Opisy smakowitych pierożków chinkali czy sosu tkemali sprawią, że pocieknie Wam ślinka...
Gruzja to jednak nie tylko kraj serdecznych ludzi, pięknych widoków i bogatych smaków. Na szczęście, autorzy nie uciekają od trudnej historii i wciąż niepewnej przyszłości. Nie boją się także przyznać, że Gruzini to... wariaci. Postrzeleńcy żyjący w chaosie, bez zegarków i map. Ludzie wolni, którzy sami ustalają zasady. Już chcecie ich poznać?
Można jeździć pod prąd i bez prawa jazdy. Załatwienie najprostszych rzeczy bywa koszmarem. Na stacji benzynowej gość potrafi trzymać w jedne ręce wąż, a w drugiej zapalonego papierosa. Jeżdżą jak szaleńcy. Kiedy się otwierają jakieś drzwi, najpierw nikt się nie rusza, a potem wszyscy walą naraz. Ciągle krzyczą. Prądu często nie ma.
Język książki jest cudownie zróżnicowany. Rozdziały pisane przez pana Marcina kipią: inteligencją, ironią i humorem, momentami stając się wręcz mocno ukierunkowanym strumieniem świadomości. Bardziej zachowawcze rozdziały pani Anny pozwalają natomiast nieco po tej galopadzie odetchnąć - czytelnik nie męczy się, nie nudzi, nie wpada w jednostajny, usypiający rytm. Warto zaznaczyć też, że autorzy zapanowali nad słowem - w Gaumardżos każdy wyraz jest na swoim miejscu, barwny i lśniący, plastyczny. Wyobraźnia pracuje na pełnych obrotach, tyle obrazów nam Mellerowie podsuwają.
Nie śmiem odmówić sobie kilku słów na temat pięknego wydania Opowieści z Gruzji. Przede wszystkim nie pojawiają się literówki, nadprogramowe przecinki, podwójne spacje, co znacząco wpływa na komfort czytania. Strony wypełnione są zaś nie tylko świetnymi tekstami, ale również wysokiej jakości fotografiami, które chyba nawet bardziej niż słowa. Książkę wzbogacono ponadto mapkami Gruzji, niezbędnymi przy takiej egzotycznej podróży z fotela. I to wszystko za niecałe 40 zł? Biorę!
Prawdopodobnie nie mogę nawet udawać, że jestem obiektywna. Mam ogromną słabość do państwa Mellerów, do Gruzji, i do Gaumardżos także. To piękna opowieść o miłości do kobiety - matki narodu - pełna pasji, finezji i dobrego humoru. Polecam jak najbardziej, nie tylko w wakacje i nie tylko miłośnikom książek podróżniczych. Zapraszam do obejrzenia klimatycznego trailera i oceniam to małe dziełko na -6/6.