poniedziałek, 30 lipca 2012

30 day book challenge - 8, 9, 10

Witajcie!
Przepraszam za moją nieobecność tu i na Waszych blogach. W ostatnich dniach działo się stanowczo zbyt wiele (między innymi świetne koncert Peaches i mojego ukochanego zespołu CocoRosie w ramach festiwalu Nowe Horyzonty), ale zamieszanie na szczęście się skończyło. Dziś zapraszam więc na kolejną odsłonę 30 day book challenge, a jutro - do przeczytania recenzji Sekretu Genezis Toma Knoxa:)



Dzień 8 - Mało znana książka, która nie jest bestsellerem, a powinna nim być
Kiedyś już wspominałam o Dłoni pełnej gwiazd Rafika Schami. To piękna opowieść o dorastającym w niespokojnej Syrii chłopcu, mądra i poruszająca. Uważam, że powinno być o niej dużo głośniej!

Dzień 9 - Książka wielokrotnie przez Ciebie czytana
Często wracam do książek, które mi się podobają. Przemaglowałam kilka razy - między innymi - wszystkie Pottery, Historyka Kostovej i praktycznie każdą powieść Erica Emmanuela-Schmitta.

Dzień 10 - Pierwsza książka przeczytana przez Ciebie
Nie mogę mieć pewności, to było niemal 17 lat temu. Stawiam na baśnie Andersena lub braci Grimm, albo Pocahontas ;)

wtorek, 24 lipca 2012

30 day book challenge - 5, 6, 7

Przyznam się Wam do czegoś: 30-dniowe wyzwanie książkowe okazało się trudniejsze, niż myślałam. Nie do wiary, jakie problemy sprawia mi odpowiedź na tak proste pytania! Za każdym razem czuję się, jakbym wchodziła na zakurzony strych i po omacku szukała starych książek. Oto więc, w mękach stworzone, kolejne literackie reminiscencje:) 


Dzień 5: Książka non-fiction, której czytanie sprawiło Ci niekłamaną przyjemność

Znajdzie się niejedna taka. Bardzo lubię literaturę podróżniczą, a moje ulubione jej przykłady to Rio Anaconda Cejrowskiego, Gaumardżos państwa Mellerów czy Prowadził nas los Kingi Choszcz i Chopina. Jestem też ogromną fanką Kapuścińskiego, takie pozycje jak Heban czy Wojna futbolowa zapadły mi w pamięć na długo.



Dzień 6: Książka, przy której płaczesz

Niestety, płaczę przy książkach dość często. Jako dziecko nie mogłam spokojnie przeczytać Lassie, wróć!, bo wyłam jak bóbr. Dziś wzrusza mnie niezmiennie na przykład Pan Ibrahim i kwiaty Koranu Erica-Emmanuela Schmitta.


Dzień 7: Książka, przez którą trudno przebrnąć

Od pół roku nie mogę przeczytać Końca Empire Falls Richarda Russo - rozpraszam się, zacinam, zawieszam. Nie udało mi się również dokończyć Twierdzy samotności Jonathana Lethema.


piątek, 20 lipca 2012

"Łabędź i złodzieje" - Elizabeth Kostova


tytuł oryginału:
 The swan thieves
tłumaczenie: Barbara Miecznicka
liczba stron: 560
ISBN: 978-83-247-1850-4
oprawa: miękka
data wydania:  2010 (Świat Książki)


Znacie Historyka? Ta głośna powieść Elizabeth Kostovej urzekła mnie od pierwszej strony, zauroczyła stylem, językiem i sylwetkami bohaterów. Gdy więc w moje ręce trafiła kolejna książka jej autorstwa, Łabędź i złodzieje, nie miałam wątpliwości, że czekają mnie godziny przyjemnej lektury.


Robert Oliver jest uznanym artystą ze sporym dorobkiem. Coś jednak sprawia, że popada w szaleństwo: atakuje nożem wiszący w galerii obraz, zapewniając sobie tym samym  miejsce w szpitalu psychiatrycznym. Ponieważ, z wyjątkiem kilku zdań rzuconych pierwszego dnia pobytu w klinice, pacjent milczy jak zaklęty, doktor Marlow musi dotrzeć do niego w inny sposób. Pozostaje mu odwiedzić byłą żonę i kochankę Olivera i na własną rękę odkryć mroczne wnętrze malarza oraz jego obsesyjną miłość do kobiety, która... żyła i umarła w XIX w.


Nie będę ukrywać, że wyjątkowo ciężko jest mi dzielić się wrażeniami z lektury tej książki. Styl, w jakim została napisana, dawał mi pewne poczucie intymności, jakby słowa były przeznaczone tylko dla mnie. Każdy z narratorów - jest nim doktor Marlow, ale też kobiety Roberta: Kate i Mary - zwraca się do czytelnika nieco poufale, wciągając go bez reszty w opowieść o wielkim artyście i równie wielkim szaleństwie.


Pomimo skomplikowanej struktury, Łabędź i złodzieje to powieść doskonale spójna i uporządkowana, napisana z ogromną klasą. Język jest subtelny i elegancki, niesamowicie zmysłowy, a przy tym pełen swobody. Warto zwrócić uwagę zwłaszcza na opisy sztuki, tak sensualne, że obrazy same stają nam przed oczami, oraz na bohaterów widzianych oczami Marlowa. Jego precyzyjne, często emocjonalne spostrzeżenia przydają uroku każdemu, kogo zdecyduje się opisać.


Postaci są zresztą mocną stroną tej książki. Fascynuje przede wszystkim Robert Oliver, choć poznajemy go jedynie dzięki relacjom bliskich mu osób. Także jego tajemnicza muza, od lat nieżyjąca francuska malarka jawi się co najmniej intrygująco, i to jej losy - spisane w listach do stryja - najbardziej wciągają. W rzeczonych wiadomościach urzeka nie tylko historia ukryta za słowami, ale też delikatny, niemal niewyczuwalny erotyzm, podkreślający pisarski kunszt autorki.


Niestety, na wszystkie te zalety przypada jedna, acz spora wada: okrutne lenistwo fabuły. Niektóre momenty aż proszą się, by coś z nimi zrobić, nadać im pęd, uchylić nieco rąbka tajemnicy. Tajemnicę poznajemy jednak dopiero na końcu, nieźle już zniecierpliwieni. Co najgorsze, nie mamy szans na samodzielne rozwikłanie zagadki, więc czytelnicy z zacięciem detektywistycznym będą niepocieszeni. 


Powieść Kostovej powinna zainteresować zaś fanów obyczajówek z historią w tle, miłośników sztuki oraz koneserów słowa, którzy docenią elegancję i prostotę języka. Nie rozczarują się także osoby zaintrygowane zagadnieniami szaleństwa i geniuszu, lubiące mentalne wiwisekcje. Odradzam natomiast Łabędzia i złodziei miłośnikom spektakularnych zwrotów akcji i zawrotnego tempa - im książka raczej nie przypadnie do gustu. Sama na pewno jeszcze do niej wrócę, a póki co oceniam na 4+/6.

czwartek, 19 lipca 2012

30 day book challenge - 2,3,4

Nadejszła wiekopomna chwiła, czyli druga odsłona książkowego wyzwania. Potentegowałam sobie w głowie niczym król Julian i uznałam, że lepiej będzie w jednym poście mieścić 3 dni, coby miejsce i czas zaoszczędzić. Moje propozycje poniżej, czekam również na Wasze odpowiedzi:)

Dzień 2: Książka, którą lubisz najmniej

Nie jestem pewna. Nie podobał mi się na pewno - wbrew ogromnym oczekiwaniom - Dziennik geniusza Salvadora Dalego. Nie cierpię też książek Candance Bushnell (tej od Seksu w wielkim mieście). Ale moim faworytem w tej kategorii jest chyba jednak Coelho, sama już nie wiem, które jego dzieło drażni mnie najbardziej.
Dzień 3: Książka, która cię kompletnie zaskoczyła

Ostatnio sporym zaskoczeniem był dla mnie Podręcznik przygody rowerowej, o którym pisałam tutaj. Niespodzianką okazały się też Wybrane zagadnienia z fizyki katastrof - podejrzewałam tę książkę o... cóż, dziadostwo. Na szczęście, marna okładka nie zwiastowała równie marnej treści. Pomimo licznych obaw, podobała mi się też seria Kot, który..., o jednej z jej części możecie przeczytać u Honoraty:)

Dzień 4: Książka, która przypomina ci o domu

Ania z Zielonego Wzgórza, i z jakiegoś nieznanego mi powodu Dłoń pełna gwiazd Rafika Schami - którą zresztą gorąco polecam, wyjątkowa opowieść!

wtorek, 17 lipca 2012

"Klub wspomnień" - Laura Kalpakian


tytuł oryginału: The memoir club 
tłumaczenie: Katarzyna Malita
liczba stron: 351
ISBN: 83-7391-256-8
oprawa: twarda
data wydania: 2004 (Świat Książki)



Są wspomnienia, od których nie można uciec. Można jedynie żyć z ciążącą świadomością przeszłości albo próbować ją wyprzeć, jakby nigdy się nie wydarzyła, jednak z tyłu głowy zawsze pozostanie, choćby odległe, echo pamięci. Można też - co proponuje nam w swojej powieści Laura Kalpakian - oswoić własną historię i pójść z nią pod rękę ku lepszym czasom.


Cary straciła bliskich w katastrofie lotniczej. Ratsy odebrano córkę zaraz po porodzie. Jill, adoptowana jako dziecko, szuka miejsca, do którego należy. Francine poświęciła całe życie mężowi, i po jego śmierci czuje się pusta. Na spotkaniach Klubu Wspomnień bohaterki próbują uporać się z własnymi demonami. Od ekscentrycznej nauczycielki uczą się, jak słowem obłaskawiać przeszłość - jak nadać jej strukturę, spójność, nowy sens. Każda z kobiet napiętnowana została bowiem bolesną stratą, o której nie może zapomnieć. Czy spisanie wspomnień pomoże wyzbyć się żalu? Czy klubowiczki staną się przyjaciółkami? Jakie niespodzianki szykuje dla nich los?


Powieść Kalpakian lubię w myślach nazywać mogiłą potencjału. Autorka stworzyła interesujące historie i osadziła je w równie ciekawym kontekście, dając sobie tym samym szansę na podbój czytelniczych serc. Niestety, możliwości ukryte w treści zostały brutalnie zamordowane niezgrabnym stylem i fatalną konstrukcją książki. Pojawia się bowiem kilku narratorów - właściwie narratorek - a każda z nich posługuje się zupełnie innym językiem. Z jednej strony uwiarygadnia to całą historię, z drugiej strony widać niestety, że Kalpakian nie czuła się w takiej konwencji swobodnie. Jedne rozdziały czyta się nieźle, przez inne ciężko przebrnąć, natomiast nie oczarował mnie absolutnie żaden. 


Nierozerwalnie związaną z tym kwestią jest przytłaczający chaos, który według mnie dominuje powieść. Tak częste zmiany narracyjne wywołują poważne zawroty głowy spotęgowane przez fakt, że niespodziewanie patrzymy na akcję oczami osoby, której właściwie nie poznaliśmy. Bohaterkami miały być kobiety z Klubu Wspomnień, więc o co chodzi? Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale autorka chyba po prostu uznała, że dorzucenie niemal przypadkowej postaci będzie wygodne, nie przejmując się wcale istniejącą już strukturą. Żałuję również, że snując swoje opowieści, klubowiczki rzadko spotykały się we wspólnym punkcie - przeważnie ich historie były niejako wyrwane z całości i pozostawione bez kontekstu.


Plusy? Dobra historia, niezłe zwroty akcji. Naprawdę przykro mi, że męczący styl i język, i ten przerażający chaos, tak zepsuły Klub Wspomnień. Lubię powieści z klasą, której tu niestety brakuje. Dziwi to tym bardziej, że Laura Kalpakian uznaną pisarką jest, z niejedną nagrodą na koncie. Według mnie zasłużyła na 2,5/6, nie na nagrodę.

niedziela, 15 lipca 2012

30 day book challenge - dzień 1

Przeglądając Wasze blogi, co i rusz natykam się na różne zabawy, które aż kuszą, by wziąć w nich udział. Najbardziej zaintrygowało mnie 30-dniowe wyzwanie czytelnicze - podoba mi się pomysł takiego uporządkowania przeczytanych książek, a może również powrotu do lektur spoczywających gdzieś na dnie pamięci. Niniejszym więc wyzwanie podejmuję i zapraszam Was do dzielenia się swoimi typami:)






Dzień 1: Twoja ulubiona książka

Czy Wam również tak ciężko odpowiedzieć na to pytanie? Zaczęłam czytać mając niecałe 4 lata, od tego czasu ulubionych książek miałam dziesiątki. Dziś zaliczyłabym do nich na pewno cudowną Historię miłości Nicole Krauss - subtelną i zabawną opowieść o emocjach, prostą, a przy tym mądrą i wnikliwą. Wracam do niej ilekroć dopadają mnie egzystencjonalne niepokoje albo poczucie samotności;)

Uwielbiam także Pierwszego między równymi Jeffreya Archera, lekturę dzięki której całym sercem pokochałam jej autora i gatunek political fiction. Czytając ją w gimnazjum nie wierzyłam, że można tak sprawnie skonstruować powieść tak wielowątkową! Jest w niej wszystko, co lubię: kompletni bohaterowie, machlojki i intrygi i piękna Anglia w tle. Szkoda tylko, że od kilku lat Pierwszego między równymi tak ciężko znaleźć w księgarniach.


Nigdy nie wyprę się też zafascynowania przygodami Harry'ego Pottera, znam je niemal na pamięć. Często biorę do ręki dowolną część, otwieram na dowolnej stronie i czytam, przenosząc się natychmiast do świata magii. Pamiętam, jak co roku niecierpliwie czekałam na kolejny tom, by w końcu zjawić się w księgarni w środku nocy i chłonąć opowieść już w kolejce.  Niestety, mój list z Hogwartu utknął gdzieś na poczcie i czekam na niego dobre 10 lat...


A jakie są Wasze ulubione książki?:)

piątek, 13 lipca 2012

"Podręcznik przygody rowerowej" - Anna i Robert "Robb" Maciąg

liczba stron: 303
ISBN: 978-83-246-3635-8
oprawa: miękka
data wydania: 2012 (Bezdroża)



Nie jestem typem sportowca. Nie lubię biegać, wręcz nienawidzę gier zespołowych, a ideę dobrowolnego wysiłku fizycznego przeważnie uznaję za niedorzeczny wymysł. Zawsze jednak czerpałam przyjemność z przejażdżek rowerowych - nawet tych bez celu. Kiedy więc w ręce wpadł mi Podręcznik przygody rowerowej autorstwa Anny i Roberta Maciągów, nie mogłam odmówić sobie tak intrygującej lektury.


No bo podręcznik? Przygody? Cóż to właściwie ma znaczyć, czego powinnam się spodziewać? Sięgnęłam po książkę zaciekawiona, choć niepewna. Obawy minęły jednak jak ręką odjął już po pobieżnym przerzuceniu stron. Całość podzielono na części, a zaczynamy od Opowieści z drogi - relacji z wypraw znanych podróżników rowerowych. Następnie, z pomocą tychże, możemy zaplanować Trasę, gdybyśmy natchnieni sami chcieli wyruszyć jednośladem w świat. W kolejnych rozdziałach (Sprzęt, Zanim wyruszysz, W drodze i Wyzwania) znajdziemy natomiast mnóstwo cennych i - co najważniejsze - praktycznych wskazówek, przydatnych nie tylko na bezdrożach Azji czy piaskach pustyni, ale też na rodzimych, cudnej urody drogach.


Przyznam szczerze - nie oczekiwałam po Podręczniku rewelacji. Tym milsze było moje zaskoczenie, gdy nagle nie mogłam się od jego lektury oderwać! I choć poszczególne opowieści różniły się stylem: niektóre wręcz urzekały polotem, inne czytało się tylko nieźle, wszystkie wydały mi się jednakowo inspirujące. Okazało się, że wcale nie trzeba być bogaczem, by zwiedzić świat. A by dokonać tego na rowerze, nie trzeba mieć nawet kondycji olimpijczyka, wystarczą odpowiednie przygotowania i determinacja. Bałkany, Wietnam, a może Madagaskar? Co kto lubi - państwo Maciągowie i ich goście udowadniają, że wszystko leży w zasięgu naszej ręki. Mnie zainteresowała szczególnie gruzińska wyprawa Michała Sitarza, z której relacja okraszona została istotnymi informacjami: czy można tam podróżować bezpiecznie? kupić części do roweru? z jakimi zagrożeniami możemy się spotkać? Podobnych rad udzielają wszyscy podróżnicy, co niewątpliwie stanowi duży atut Podręcznika przygody rowerowej.


Autorzy nie koncentrują się jednak tylko i wyłącznie na przygodzie. Bazując zarówno na doświadczeniu swoim, jak i innych 'rowerzystów', podsuwają nam rozliczne wskazówki dotyczące sprzętu i podróży. Tłumaczą, jak wybrać odpowiedni rower, jak przygotować się do wyjazdu, ale także jak radzić sobie w sytuacjach kryzysowych. W drodze nie jest łatwo, zwłaszcza, gdy budżet nie pozwala na luksusowe hotele i najwyższej klasy pojazd. Jeśli chcecie dowiedzieć się, jak wyczarować prysznic w szczerym polu, jak samodzielnie naprawić rower i czy możecie wybrać się w świat z dzieckiem - odsyłam do książki. Znajdziecie tam proste, rzetelne odpowiedzi na nurtujące pytania - nawet takie, które jeszcze nie przyszły Wam do głowy;) Pomocne będą także zdjęcia i tabelki natury 'pokazuję i objaśniam', które czynią wszystko bardziej przejrzystym.


Podręcznik przygody rowerowej wciągnął mnie i zainspirował, nie będąc przy tym zbiorem surrealistycznych opowiastek o podróżach niemożliwych. Zawarte w nim porady mają charakter na wskroś praktyczny i są właściwie po amerykańsku 'gotowe do użycia' i zazwyczaj nieskomplikowane. Nie będę jednak ukrywać, że książka państwa Maciągów nie jest dla każdego: o ile przygody zainteresują szersze grono odbiorców, o tyle kwestie techniczne trafią do nielicznych. Polecam ją z pewnością cyklistom i podróżnikom, ale także ludziom o otwartym umyśle, którzy pragną uwierzyć, że wszystko jest możliwe. Ze względu na nietypowy charakter Podręcznika nie wystawię mu oceny, jednak jest to pozycja ze wszech miar godna uwagi. Polecam!


Za tą niebanalną podróż dziękuję wydawnictwu Bezdroża:

P.S.
W ostatnim tygodniu brakowało mi czasu, by zaglądać tu i odwiedzać Wasze blogi, ale obiecuję się poprawić;) Przyczyny tej chwilowej nieobecności są dwie: nowy członek rodziny - maleńka kotka Lulu i cała masa spraw do załatwienia. Po dwuletniej - niezbyt zresztą udanej - przygodzie z zarządzaniem, udało mi się dostać na Uniwersytet Wrocławski. Jako niepoprawna humanistka z zamiłowaniem językowo-kulturoznawczym wybrałam filologię serbską i chorwacką i mam nadzieję, że się nie rozczaruję. Już teraz możecie trzymać za mnie kciuki;)

Pozdrawiam Was gorąco i zmykam czytać!

niedziela, 8 lipca 2012

"Gaumardżos. Opowieści z Gruzji" Anna Dziewit-Meller i Marcin Meller

liczba stron: 399 
ISBN: 978-83-7799-247-0
oprawa: miękka
data wydania: 2011 (Świat książki)


Czy u Was też lato zagościło na dobre? We Wrocławiu żar leje się z nieba, powietrze aż się lepi i chciałoby się stąd czym prędzej umknąć, ale o wakacyjnych wojażach mogę tylko pomarzyć. Na szczęście z pomocą przychodzi mi jak zwykle książka - i to książka nie byle jaka. Pozwólcie zaprosić się w magiczną podróż do kraju wina, wolności i pysznego jedzenia: witajcie w Gruzji.

Gaumardżos oznacza "na zdrowie", ale to także życzenie zwycięstwa. Państwo Mellerowie z pewnością zwyciężyli. Ze wspomnień, anegdotek i garści przydatnych informacji skomponowali opowieść lekkostrawną i pięknie podaną. Ni to reportaż, ni przewodnik, ale zapewniam - urok tej książki własnie w nieokreśloności i dyskretnym chaosie leży.

Nie od dziś wiadomo, że Polak, Gruzin - dwa bratanki, nasze kultury jednak łączy niewiele. Autorzy objaśniają więc meandry gruzińskiej mentalności na sto różnych sposobów, snując pasjonujące historie ludzi, miejsc, obyczajów. Niczym impresjoniści odmalowują obraz narodu dumnego i zaczepnego, ale o wielkim sercu. Państwo Mellerowie pozwalają sobie nawet na niewinny flirt z czytelnikiem, kusząc go i uwodząc aromatami kuchni i głębokim rubinem wina. Wszak wino ważnym elementem życia jest, podobnie zresztą jak biesiada - supra - i jedzenie. Ale jakie jedzenie! Opisy smakowitych pierożków chinkali czy sosu tkemali sprawią, że pocieknie Wam ślinka...

Gruzja to jednak nie tylko kraj serdecznych ludzi, pięknych widoków i bogatych smaków. Na szczęście, autorzy nie uciekają od trudnej historii i wciąż niepewnej przyszłości. Nie boją się także przyznać, że Gruzini to... wariaci. Postrzeleńcy żyjący w chaosie, bez zegarków i map. Ludzie wolni, którzy sami ustalają zasady. Już chcecie ich poznać?

Można jeździć pod prąd i bez prawa jazdy. Załatwienie najprostszych rzeczy bywa koszmarem. Na stacji benzynowej gość potrafi trzymać w jedne ręce wąż, a w drugiej zapalonego papierosa. Jeżdżą jak szaleńcy. Kiedy się otwierają jakieś drzwi, najpierw nikt się nie rusza, a potem wszyscy walą naraz. Ciągle krzyczą. Prądu często nie ma.

Język książki jest cudownie zróżnicowany. Rozdziały pisane przez pana Marcina kipią: inteligencją, ironią i humorem, momentami stając się wręcz mocno ukierunkowanym strumieniem świadomości. Bardziej zachowawcze rozdziały pani Anny pozwalają natomiast nieco po tej galopadzie odetchnąć - czytelnik nie męczy się, nie nudzi, nie wpada w jednostajny, usypiający rytm. Warto zaznaczyć też, że autorzy zapanowali nad słowem - w Gaumardżos każdy wyraz jest na swoim miejscu, barwny i lśniący, plastyczny. Wyobraźnia pracuje na pełnych obrotach, tyle obrazów nam Mellerowie podsuwają.

Nie śmiem odmówić sobie kilku słów na temat pięknego wydania Opowieści z Gruzji. Przede wszystkim nie pojawiają się literówki, nadprogramowe przecinki, podwójne spacje, co znacząco wpływa na komfort czytania. Strony wypełnione są zaś nie tylko świetnymi tekstami, ale również wysokiej jakości fotografiami, które chyba nawet bardziej niż słowa. Książkę wzbogacono ponadto mapkami Gruzji, niezbędnymi przy takiej egzotycznej podróży z fotela. I to wszystko za niecałe 40 zł? Biorę!

Prawdopodobnie nie mogę nawet udawać, że jestem obiektywna. Mam ogromną słabość do państwa Mellerów, do Gruzji, i do Gaumardżos także. To piękna opowieść o miłości do kobiety - matki narodu - pełna pasji, finezji i dobrego humoru. Polecam jak najbardziej, nie tylko w wakacje i nie tylko miłośnikom książek podróżniczych. Zapraszam do obejrzenia klimatycznego trailera i oceniam to małe dziełko na -6/6.



środa, 4 lipca 2012

"Chwała mojego ojca. Zamek mojej matki' - Marcel Pagnol

tytuł oryginału: Souvenirs d'enfance. La Gloire de mon pere, la Chateau de ma mere. 
tłumaczenie: Paweł Prokop
liczba stron: 410
ISBN: 978-83-61989-31-8
oprawa: miękka
data wydania: 2010 (Esprit)
część w cyklu: I


Powietrze nasycone światłem, zapach beztroski i tymianku, cichy szept oliwnych gajów... istna sielanka? Dla prozaika, dramaturga i reżysera Marcela Pagnol (1895-1974) - codzienność. W pierwszych częściach biograficznego cyklu Wspomnienia z dzieciństwa wraz z autorem przenosimy się do Prowansji, jaką pamięta z młodości, gdzie liczą się tylko przygoda, przyjaźń i śpiew cykad. 

W letnie wakacje do wioski La Treille wyruszają mali Marcel i Pawełek z siostrzyczką, rodzicami oraz wujostwem. Otoczona wzgórzami i piniowymi lasami miejscowość natychmiast przypada im do gustu, dla 8-letniego Marcela stając się wielkim placem zabaw - tak łatwo dać się ponieść wyobraźni, gdy beztroska wpisana jest w krajobraz. Ileż atrakcji kryją pobliskie zagajniki! Dni chłopca wypełniają indiańskie okrzyki, pierwsze polowania i pierwsza prawdziwa przyjaźń. Dzięki małemu Lili, mieszkańcowi wsi, najbłahsze przygody smakują lepiej, i łatwo zapomnieć, że lato nie trwa wiecznie. Pierwsze dni jesieni i rozpoczęcie roku szkolnego są więc zaskoczeniem, rodzą bunt i bezsilność, a jedyne pocieszenie leży w szybkim powrocie do La Treille... Czy jednak wszystko pozostanie tam bez zmian? 

Sentymentalna podróż Pagnola w czasie i przestrzeni mija w mgnieniu oka, a jej koniec jest o tyle niespodziewany, co... niepożądany. Autor usidla nas barwnym i nieco figlarnym językiem, który aż kipi od subtelnego humoru, a naiwne spostrzeżenia małego chłopca często ustępują miejsca poważnym rozważaniom dorosłego mężczyzny. Sprawia to, że Chwała mojego ojca. Zamek mojej matki z jednej strony nie przytłacza, z drugiej zaś nie pozwala czytać się bezmyślnie. I taki właśnie jest klimat tej książki: ciepły i słoneczny, ale niepozbawiony zdradzieckiego mistrala. 

Autor pozwala nam również podejrzeć Francję za czasów III Republiki - laicki światopogląd ojca Marcela, Józefa przeciwstawiony został tradycyjnym poglądom religijnego wuja Juliusza, oddając doskonale panujące ówcześnie nastroje społeczne. Liczne odniesienia do kultury i polityki, opatrzone przypisami tłumacza, przybliżają ducha epoki, wzbogacając jednocześnie powieść. O prawdziwej wartości wspomnień Pagnola stanowią jednak bohaterowie. Sam Marcel - odważny chłopiec o wielkim sercu i wnikliwym umyśle - szybko zyskuje naszą sympatię. Również wspomniani już Józef, poczciwy nauczyciel-erudyta i jowialny wuj Juliusz (ochrzczony całkiem inaczej) urzekają i bawią. Żałuję natomiast, że tak niewiele miejsca poświęcono Augustynie, matce pisarza: wypada ona bardzo blado i niewyraźnie, jest mdłym konturem na tle jakże konkretnych postaci. 

A skoro już przy imionach jesteśmy, muszę wytknąć tłumaczowi, co następuje: nie było potrzeby ich tłumaczenia. To może wada niewielka, acz irytująca, przez którą książka traci nieco na autentyczności. Największą przeszkodą w odbiorze Chwały mojego ojca. Zamku mojej matki okazała się jednak... moja wrażliwość. Nigdy nie byłam małym chłopcem (na tę sprawę, dużym też nie), więc odległe są mi polowania, a obraz dzieci zastawiających wnyki i znęcających się nad drobnymi zwierzętami przyprawiał mnie o dreszcze. 

Nie mogę mimo wszystko odmówić tej szczególnej autobiografii ciepła i uroku. To doskonale czarująca gawęda na nieśpieszne, letnie popołudnia: leniwa, nieco naiwna i wyjątkowo zabawna. Choć raczej nie przypadnie do gustu fanom mocnych wrażeń i szaleńczej akcji, wszystkim innym Chwałę mojego ojca. Zamek mojej matki serdecznie polecam, a za te polowania wystawiam 5/6.

Za podróż do Prowansji dziękuję wydawnictwu Esprit:


Poznajmy się, czyli zostałam otagowana (i to nie raz!)

Blogowy wirus dopadł i mnie - zostałam otagowana przez Symtuastic Avenixa. Pozostaje mi więc udzielić mądrych odpowiedzi na ich podchwytliwe pytania;) Zapraszam również każdego chętnego do wzięcia udziału w zabawie, na którą to okazję stworzyłam własny zestaw wnikliwych zagadek:)


Pytania do Was:
1. Serce czy rozum?
2. Nauka czy sztuka?
3. Wiara czy wiedza?
4. Wykształcenie czy doświadczenie?
5. Czytanie czy pisanie?
6. Nakanapie.pl czy Lubimyczytać.pl?
7. Najlepszy przyjaciel czy ukochany/ukochana?
8. Rosół czy gazpacho? 
9. Angielski czy amerykański?
10. Inspiracja czy rutyna?
11. Mądrość czy odwaga?






Pytania Symtuastic:
1. Rolki czy rower? Rower.
2. Poezja czy proza? Proza.
3. Fast food czy kuchnia polska? Fast food.
4. Mozart czy Bach? Bach, choć najchętniej Debussy i Wagner.
5. Romans czy horror? Horror.
6. Wampir czy wilkołak? Wampir!
7. Ignorancja czy wrażliwość? Wrażliwość.
8. Patriotyzm czy emigracja? Raczej emigracja.
9. Tolerancja czy nietolerancja? Tolerancja w granicach rozsądku.
10. Pędzel czy ołówek? Ołówek.
11. Węch czy słuch? Słuch.



Pytania Avenixa:
1. Basen czy morze? Chyba basen.
2. Wielka Brytania czy Stany Zjednoczone? Bezkonkurencyjnie Wielka Brytania.
3. Muzyka klasyczna czy popularna? Klasyczna.
4. Wakacje na księżycu czy Marsie? Na księżycu - Mars jest zbyt gorący ;)
5. Okulary przeciwsłoneczne czy czapka z daszkiem? Okulary. A może kapelusz?
6. Woda gazowana czy niegazowana? Niegazowana.
7. Fantastyka czy obyczajowe? Obyczajowe.
8. Książki, których akcja dzieje się w przyszłości czy przeszłości? W przeszłości.
9. Dom czy blok? Dom.
10. Blogspot czy blog.onet? Blogspot.
11. Szczęście czy pieniądze? Szczęście, choć wcale nie jestem tego pewna.



Jeszcze dziś pojawi się recenzja "Chwały mojego ojca. Zamku mojej matki", mam więc nadzieję, że żegnam się tylko do przeczytania :) Miłego dnia!


P.S. Co myślicie o takich zabawach? Lubicie je, a może uważacie za nudne i męczące? Dla mnie to świetna okazja, by dowiedzieć się nieco więcej o moich ulubionych recenzentach :)

poniedziałek, 2 lipca 2012

Wyniki konkursu

Zgodnie z obietnicą, dziś wyniki wygrywajki. Dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział i doradzili mi w kwestii książek na lato:) Przejdźmy jednak do uroczystego rozdania nagród:


The wolf at the door wędruje do... Złodziejki:



Tymczasem Kochanka Brechta nowy dom znajdzie u... Anne18:


Gratuluję serdecznie zwyciężczyniom!