środa, 27 czerwca 2012

Wywiad z autorem "Skrzydeł nad Delft"

Recenzowane ostatnio przeze mnie "Skrzydła nad Delft" zbierają w blogosferze entuzjastyczne opinie. Nic dziwnego - to urzekająca książka. Pomyślałam więc, że... napiszę do jej autora z prośbą o kilka słów na temat swojej twórczości i losów Louise. Zapraszam do lektury tego krótkiego wywiadu!



A.F.: Jestem bardzo podekscytowany wydaniem “Skrzydeł nad Delft” w Polsce. Kiedy pracuję nad książką, myślę o młodych ludziach dla których piszę, mając nadzieję, że czytanie o moich „przyjaciołach” (postaciach) oraz miejscach i czasie które wymyśliłem, sprawi im przyjemności. Zyskanie nowych czytelników w Polsce to dodatkowa radość.

Dlaczego został Pan pisarzem? 

Miałem szczęśliwe dzieciństwo na nadmorskiej farmie w zachodniej Irlandii. Z powodu wojny nie było prądu czy paliwa; krowy dojono ręcznie, a traktory były zastępowane w polu przez konie. Nie miałem pojęcia, że po latach wykorzystam te doświadczenia z dzieciństwa do opisania młodej dziewczyny w „Katie’s War”, która dorastała w czasie wojny domowej w Irlandii. Po prostu chciałem przekuć swoje doświadczenia i inspiracje w słowa.

Pamięta Pan chwile, kiedy uczył się czytać?

Będąc dyslektykiem, uczyłem się wolno. W tamtych czasach niewiele wiedziano o dysleksji, a mimo to moi rodzice zrobili rzecz najwłaściwszą. Zamiast zmuszać mnie do czytania, czytali mi na głos: „Beatrix Potter”, wprowadzając mnie w czarodziejski świat mówiących zwierząt, a potem, przez baśnie Andersena, w świat dziecięcych przygód. Kiedy uczyłem się czytać samodzielnie, to było jakbym dostał paszport do nieba. Ciągle pamiętam magię tego zaczytania, ukrycia się między stronami książki. Tej samej magii pragnę dla moich czytelników.

Co zainspirowało Pana do stworzenia Louise, do osadzenia jej losów akurat w Delft, mieście Verneera?
Chociaż uwielbiam powieści fantasy: „Władcę pierścieni” Tolkiena i „Mroczne Materie” Pullmana, sam lepiej odnajduję się w świecie rzeczywistym. Mam pocztówkę z reprodukcją „Dziewczyny z perłą” Vermeera nad biurkiem. Niesamowite - móc stworzyć portret tak żywy, że jego bohaterka ożywa dosłownie – w wyobraźni ludzi, którzy na nią spoglądają. Ale gdzie ona żyje? To pytanie doprowadziło mnie do obrazu Vermeera przedstawiającego jego miasto, Delft, i domy wręcz zachęcające, by do nich wejść. Kiedy pewnego zimowego dnia odwiedziłem Delft wraz z żoną, zakochaliśmy się w nim: w plątaninie kanałów, rynku, w Nieuwe Kerk, Aude Kerk i Oosterport – i to z tych miejsc utworzyłem dom Louise.

A czy dysleksja jest dla pisarza dużą przeszkodą?
Mam poczucie, że dysleksja to część mnie. Myślę, że pomogła mi „słyszeć” język zamiast tylko widzieć słowa. Mimo wszystko to jednak pewien defekt. Na szczęście, w dzisiejszych czasach dostępne jest mnóstwo pomocy, od wykwalifikowanych nauczycieli po nowoczesne technologie. Moja rada to przyjąć każdą dostępną pomoc, ale nigdy nie rezygnować z użycia słowa tylko dlatego, że nie umiesz go napisać; zawsze można poprawić je później, od tego są słowniki. Warto też wyłączyć auto-korektę – poprawia pisownię, ale rozleniwa i niczego nie uczy.

Ile Abreya Flegga możemy znaleźć w „Skrzydłach nad Delft”?
Czy pojawiam się w książce? Nie celowo. Doświadczenie mówi mi, że gdy postać pojawia się w książce, sama stanowi o sobie i swoim charakterze, i tak trzeba ją zostawić. Identyfikuję się jednak z ojcem Louise: z jego pasją do nauki i liberalnymi poglądami. Żył już po świcie Oświecenia. Kiedy kilka lat po napisaniu „Skrzydeł nad Delft” odwiedziliśmy wasz cudowny Kraków – kolejne miasto, które kocham – razem z żoną wręcz musieliśmy znaleźć pomnik Kopernika, tak wielkiego astronoma.

Jak wygląda Pana praca nad książką?

Uwielbiam przygotowywać się do pisania, to ciągłe odkrycia i pożywka dla wyobraźni. A kiedy już tworzę, lubię wstawać wcześnie i pisać nieprzerwanie przez około 4 godziny. W dobry dzień to jak spędzenie czterech godzin z przyjaciółmi, podczas gdy w zły dzień mógłbym ukręcić im wszystkim karki. To wszystko część kreatywnego procesu – kocham to.

Kilka słów dla adeptów pisarstwa…?

Rada dla początkującego pisarza? Pisz, cały czas pisz. Pomyśl, dla kogo chciałbyś pisać, i pisz dla tej właśnie osoby. Prowadź notatnik, w którym będziesz mógł zapisywać wszystko, co przyjdzie ci do głowy; pomysły są jak motyle – łap je, zanim odlecą. Zgłaszaj się do konkursów, czy to w szkole, czy w gazetach lub Internecie, dzięki temu będziesz ciągle w formie. Każdy z nas chce być w końcu opublikowany, następnym razem możesz to być ty.


*Aubrey Flegg urodził się w Dublinie, natomiast większość dzieciństwa spędził w hrabstwie Sligo (Irlandia). W Trinity College studiował geologię; po kilku latach jednak zrezygnował z aktywność zawodowej na rzecz pisania.

20 komentarzy:

  1. O, jak miło. Właśnie przeczytałam książkę i naprawdę fajnie jest przeczytać kilka słów od autora :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie miałam okazji jeszcze czytać książek tego autora, ale wydaje się być naprawdę miłym człowiekiem (:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Póki co ukazała się u nas tylko jedna książka autorstwa pana Flegga, "Skrzydła nad Delft" właśnie - gorąco polecam:)

      Usuń
  3. Bardzo dobry wywiad ;) Że też autor ma czas i ochotę na odpisywanie polskim blogerom

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też byłam zdziwiona - zarówno sobą, że odważyłam się na taki krok, jak i panem Fleggiem, który wykazał autentyczny entuzjazm i poświęcił na odpowiedzenie mi trochę czasu:)

      Usuń
  4. Książka właśnie do mnie "leci" i teraz mam jeszcze większą ochotę po nią sięgnąć :)
    Gratuluję świetnego wywiadu!

    OdpowiedzUsuń
  5. Do tej pory ceniłam książkę, teraz polubiłam też jej autora - bardzo ciekawy człowiek! :)

    PS. Pomysł z wywiadem - rewelacja :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny wywiad, ciekawe pytania i bardzo dobry pomysł! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Sympatyczny i obdarzony bogatą wyobraźnią - ten pan to typowo irlandzka dusza ;o) Chyba zdecyduję się sięgnąć po jego książkę, chociaż najbardziej zaintrygowała mnie wspomniana "Katie's War" niż "Skrzydła nad Delft", a to chyba dlatego, że zakochuję się w Irlandii coraz bardziej... ;o)

    gratuluję udanego wywiadu i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Znakomity wywiad! Pan Aubrey Flegg jest kolejnym przykładem człowieka wybitnego, który poradził sobie z dysleksją.

    Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale z Ciebie przebojowa czytelniczka!:-) Gratuluję odwagi! To bardzo miło się przekonać, że pisarze to "normalni", życzliwi ludzie. Na pewno było mu miło, że do niego napisałaś. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Zaczęłam czytać książkę i ciekawie się zapowiada. Przyjemnie było przeczytać wywiad z autorem. Muszę Ci podziękować. :-)Wywiad jest uroczy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziękuję Wam bardzo za miłe słowa:) Jestem przekonana, że to nie koniec wywiadów - dopiero się rozkręcam;) I zachęcam również Was: jeśli czujecie wyższą potrzebę skomunikowania się z Waszym literackim idolem, guru pióra czy po prostu ulubionym pisarzem, próbujcie! Przyznam, że to bardzo krępujące, ale poza kilkoma chwilami komfortu psychicznego niewiele można stracić;)

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  12. Po tym wywiadzie przyszła mi wielka ochota na "Skrzydła..."! Autor wydaje się sympatyczny :). Zawsze mnie interesowało jak wygląda przeprowadzanie wywiadu? Wysłałaś pytania i czekałaś na odpowiedzi czy w jakimś komunikatorze? :)

    A odpowiadając na komentarz co do Murakamiego: Jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził :D. Każdy ma prawo do własnego zdania, ale tak z ciekawości: co ci się nie podobało? ;)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Murakami wydaje mi się trochę takim japońskim Coelho - tworzy pseudointelektualny bełkot, a przynajmniej ja tak jego twórczość odbieram. Ale dam mu jeszcze jedną szansę :P

      I tak, przygotowałam sobie i wysłałam kilka pytań, które zresztą zostały dość luźno potraktowane;)

      Usuń
  13. Świetny wywiad. Bardzo ciekawe pytania. Teraz wiem o wiele więcej na temat tego pisarza :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Rzeczywiście, świetny. Z przyjemnością przeczytałam. Szczególnie podobały mi się rady dla tych, co chcą pisać. Cudowne. Przy okazji przypomniała mi się książka wydana przez Czarne "Jak zostać pisarzem" czytana przeze mnie dawnobardzo. Muszę odkopać ją z niepamięci i przypomnieć sobie, co radził Stasiuk, Pilch, Tokarczuk i chyba Gretkowska. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, ciekawe, nie słyszałam o tej pozycji. Co prawda marzenia o pisarstwie porzuciłam już chyba w zerówce, ale i tak chętnie przeczytam, dzięki za podpowiedź:)

      Usuń

Moje serce raduje każdy komentarz - oprócz tych, które go nie radują;) Dziękuję za Twój czas, Czytelniku, i Twoje zainteresowanie. Gorąco zapraszam do dyskusji. Do przeczytania!